Urlop ojcowski

Misja: poród

poród

Wyczekiwałeś na ten dzień przez 9 długich miesięcy. Jak zapisał się w twojej pamięci?

Jak można urodzić w terminie?

Od początku ci powtarzała, że będzie rodzić w terminie, ale dla ciebie to było nie do pomyślenia  - jak można przewidzieć termin porodu co do dnia z 9-miesiecznym wyprzedzeniem? Byłeś więc przygotowany na ten dzień już miesiąc przed czasem. Nie opuszczałeś biurka w pracy bez telefonu w kieszeni, a sygnał dzwonka ustawiłeś na ten maksymalny.

Kiedy nadszedł wyczekiwany przez żonę 11 października, data nie zrobiła na tobie większego wrażenia: – Skoro nie urodził się przed terminem, na pewno urodzi się po. Kiedy więc żona żegnała cię, wychodzącego do pracy, znamiennymi słowami: Do zobaczenia niedługo, nie potraktowałeś ich szczególnie poważnie…

Jak ona może być taka spokojna?

Była 13.10 – pamiętasz dokładnie, bo właśnie wtedy zadzwonił telefon. Poderwałeś się z krzesła i krzyknąłeś do słuchawki: Co się dzieje?? Usłyszałeś w odpowiedzi spokojny głos żony: Jak to co, rodzę. Żona poinformowała cię także, że jest u niej siostra, która zawiezie ją do szpitala. - Kiedy będziesz? – zapytała. –Już jestem! – krzyknąłeś, po czym rzuciłeś do kolegów: - Rodzi i wybiegłeś z biura (do dziś nie wiesz czy to prawda, ale koledzy zgodnie twierdzą, że usłyszeli wtedy słowo: - Rodzę).

Jesteś pewien, że tego dnia ruch drogowy uwziął się na ciebie, bo stałeś na wszelkich możliwych światłach. W połowie drogi wpadłeś na pomysł, by włączyć radio, które na pewno trochę cię uspokoi. Samatha Fox śpiewała, że chce poczuć twoje bijące serce, a ty pomyślałeś sobie wtedy, że zaraz wyskoczy ci z piersi. Myśl, którą najbardziej zapamiętałeś z tej trwającej wieki trasy (szpital znajduje się około 12 minut drogi od twojej pracy -  tak wskazuje Google Maps), to pytanie: Jak ona może być taka spokojna??

Pamiętała o wszystkim?

Kiedy wszedłeś do szpitala (w połowie drogi z parkingu stwierdziłeś, że nie będziesz biegł, bo musisz zachować zimną krew) od razu uderzyła cię myśl, że żona na pewno nie zabrała ze sobą dokumentów. Przeszło ci nawet przez głowę, by do niej zadzwonić i o to zapytać, by móc szybko wrócić po potrzebne rzeczy, ale wtedy zaczepiła cię przechodząca pielęgniarka. Musiałeś wyglądać na wyjątkowo zagubionego, bo pamiętasz, że zapytała, czy coś się stało. Wydukałeś więc, że żona rodzi, a ta z uśmiechem wskazała, gdzie powinieneś się udać (chyba zapomniałeś jej podziękować – ta myśl uderzyła cię dopiero, kiedy kładłeś się spać po całym wyczerpującym dniu).

Kiedy dotarłeś na górę, zobaczyłeś szwagierkę. Uśmiechnęła się do ciebie i zapytała: – I jak się ma przyszły tatuś, gotowy na poród? Dowiedziałeś się od niej, że żona jest w gabinecie i ma robione konieczne badania. KTG – znowu ta nazwa i znowu nie możesz sobie przypomnieć, od czego pochodzi ten skrót.  Dokumenty! – przypomniałeś sobie nagle i pytasz szwagierkę, czy wracać. - Spokojnie – usłyszałeś w odpowiedzi - Wszystko mamy.

Będzie dobrze?

Kiedy żona wyszła, podbiegłeś do niej i mocno przytuliłeś. Musiałeś mieć wyjątkowo zbolałą minę, bo poklepała cię po ramieniu i powiedziała z uśmiechem, przez który przebijał ból: – Będzie dobrze! Trzymała się za brzuch - widać było wyraźnie, że skurcze coraz mocniej jej dokuczają. Potem siostra pomogła jej się przebrać w koszulę i pantofle, położna wkłuła wenflon, a ty dostałeś od pielęgniarki jakiś worek. Nie bardzo wiedziałeś co z nim zrobić, więc trzymałeś go w rękach, dopóki położna nie poinformowała, że to fartuch i masz go założyć na siebie.

Resztę pamiętasz trochę jak przez mgłę. Wiesz, że żona dostała znieczulenie, a ty przykazanie, by usiąść obok niej. Ktoś się krzątał po sali, ktoś podawał jakieś narzędzia – nie pamiętasz ani jednej twarzy. Minąłbyś je na ulicy i nie przyszłoby ci do głowy, że to właśnie ta osoba pomogła przyjść na świat twojemu dziecku.

I już po wszystkim?

Nie wiesz ile to wszystko trwało, ale z twoich zapisków w pamięci wynika, że kilka minut (pamięć bywa zawodna). Dziwisz się ludziom, którzy mówią, że w takich chwilach czas staje w miejscu i sekundy trwają długie godziny. W twoim przypadku czas przyspieszył i popędził galopem aż do momentu, w którym zapytano cię, czy będziesz ciął. Trochę się wystraszyłeś, bo nie brałeś pod uwagę swojego udziału w całej akcji - na szczęście ktoś szybko wyjaśnił (kto to był??), że chodzi o pępowinę.

Wstałeś, przeciąłeś, oddałeś nożyczki. Wszystko to rzecz jasna przy akompaniamencie wrzasku twojego synka, na którego zerkałeś trochę nieśmiało - wyglądał, jakby właśnie wrócił z wojny (twoja żona do dziś śmieje się z tego określenia). Potem owinęli małego w jakieś płótno i podali żonie, a ty usiadłeś obok i patrzyłeś. – To już? – zapytałeś trochę zdezorientowany. – I po krzyku? Wtedy żona odpowiedziała z uśmiechem: - Nie, teraz dopiero się zacznie. A mały natychmiast potwierdził jej słowa.

Kiedy kładłeś się spać tej nocy w głowie miałeś trzy myśli: – Jestem ojcem. Kocham moją żonę. Nie podziękowałem pielęgniarce z dołu.

------

Na podstawie historii Marcina z Krakowa, taty 5-letniego Antosia.

Na jaki urlop możesz liczyć? Sprawdź!