Słynny „bunt dwulatka” – coś, o czym słyszał i przed czym drży chyba każdy rodzic. To z tego okresu biorą się opowieści o napadach furii bo, przykładowo, to dziecko chciało otworzyć jogurt, albo w związku z tym, że posiłek został podany na nie tym talerzu co trzeba. Ostatnie badania sugerują coś ciekawego, a mianowicie, że za bunt dwulatka do pewnego stopnia odpowiada ojciec. Jak to możliwe?
„Straszny” okres
Bunt dwulatka to określenie, które zna większość rodziców. I większość drży na dźwięk tych słów, bo kojarzą się z awanturami o pozornie błahe (dla nas - dorosłych) rzeczy, uporem nie do przełamania i słowem „nie” jako odpowiedzią na wszystko. Wielu rodziców, których dziecko zbliża się do drugich urodzin chcąc zabezpieczyć się i przygotować na ten etap szuka informacji i wsparcia w sieci, u znajomych czy w książkach. Nic dziwnego, niemal każdy słyszał historie z tego okresu, od których aż cierpnie skóra. Czym jest ten osławiony bunt dwulatka?
Bunt dwulatka nie istnieje?
Na takie informacje prędzej czy później natknie się każdy szukający informacji o słynnym buncie. Ale jak to
– nie istnieje? Co to znaczy? Chodzi w większym stopniu o kwestię nazewnictwa. Nazywanie tego czasu w życiu dziecka buntem nie jest do końca słuszne, gdyż to zupełnie naturalny okres i etap w rozwoju każdego dziecka. I, co ważne, każde dziecko przeżywa go inaczej w zależności od swojego charakteru i temperamentu, sytuacji w rodzinie i wielu innych czynników. Z czego wynikają więc wszystkie trudności przypisywane okresowi „buntu”?
W tym czasie nasza pociecha zaczyna postrzegać swoją niezależność, dąży do samodzielności, podejmuje nowe, trudniejsze wyzwania – w bardzo intensywny sposób rozwijają się też jego emocje czy układ nerwowy. Wysiłki, jakie podejmuje często budzą frustrację i gwałtowne emocje, maluch nie jest w stanie poradzić sobie z wieloma wyzwaniami, jakie podejmuje, ma świadomość swoich ograniczeń, orientuje się, że nie dostanie od rodziców wszystkiego, co zechce, a jednocześnie testuje granice. Taki okres, mimo że kryzysowy, jest bardzo potrzebny w rozwoju malucha.
Wszystkiemu winny jest… tata
Jeszcze do niedawna za pewnik przyjmowało się, że to stan psychiczny matki ma wyjątkowy wpływ na dziecko w pierwszych latach jego życia. Nowsze badania sugerują jednak, że „bunt” dwulatka (a być może jego trudniejszy przebieg oraz dodatkowe problemy dziecka) może być związany w większym stopniu niż myśleliśmy - z ojcem. Badania te przeprowadził Instytut Psychiatrii, Psychologii i Neuronauki londyńskiego King's College. Około 900 kobiet i mężczyzn wypełniło specjalną ankietę, w której oceniało swój stan psychiczny, przede wszystkim – poziom stresu w pierwszych latach życia dziecka.
Do jakich wniosków doszli naukowcy? Otóż okazało się, że dzieci mężczyzn, których poziom stresu po porodzie, w pierwszym okresie ojcostwa, został sklasyfikowany jako „wysoki”, były w okolicach swoich drugich urodzin dwukrotnie bardziej narażone na problemy behawioralne oraz bunt przeciwko rodzicom. Badania wskazały na powiązanie pomiędzy tymi dwoma czynnikami, nie oznacza to jeszcze że w każdej sytuacji i zawsze jedno wprost wynika z drugiego. Nie da się jednak ukryć, że niepokój, lęki, stres i problemy emocjonalne, jakich doświadczają ojcowie kiedy pojawia się maluch mogą wpływać na dziecko nawet kilka lat później i wywoływać u niego problemy z zachowaniem i emocjami. Wyniki zostały opublikowane w „Journal of Child Psychology and Psychiatry”.
Zestresowany młody tata
Stres i niepokoje młodych matek są znacznie bardziej „akceptowalne”. Ojciec powinien być podporą w tym trudnym okresie, stanowić wsparcie i ostoję spokoju – tak zwykle postrzega się trudny czas poporodowy. Nie ma w nim miejsca dla męskiego stresu, lęków, problemów z emocjami. Ojcowie czują, że nie mogą sobie na to pozwolić, że muszą być silni. To sprawia, że tłumią wszystko w sobie, nie potrafią rozmawiać o trudnościach ani, tym bardziej, prosić o pomoc. To tylko pogarsza sprawę, może też wpłynąć negatywnie na relacje w związku, co z kolei tylko spotęguje stres u partnerów i dziecka.
Dlatego warto przyglądać się swoim odczuciom i, zwyczajnie, rozmawiać o nich i pozwalać na ich przeżywanie. A kiedy stają się zbyt przytłaczające – nie wahać się sięgnąć po pomoc dla dobra całej rodziny.