Urlop ojcowski

Tata na rodzicielskim - trzy historie ojców

rodzina

Przedstawiamy wam trzy historie ojców, którzy podjęli trud wychowania dziecka „na pełen etat”.


Badania nie pozostawiają wątpliwości – urlop rodzicielski  nie jest szczególnie popularnym rozwiązaniem wśród młodych ojców. Decyduje się na niego zaledwie… 1 procent tatusiów. Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego jedynie garstka mężczyzn ma potrzebę spędzenia ze swoim dzieckiem więcej czasu niż popołudnie – czasami wieczór - po powrocie z pracy?

Na to pytanie nie ma jednej odpowiedzi – każdy ma własną. My dzisiaj przyjrzymy się bliżej tym tatusiom, którzy podobną potrzebę poczuli. Nasi bohaterowie należą właśnie do wspomnianego 1-ego procenta ojców, którzy podjęli trud wychowania dziecka „na pełen etat”. Poznajcie Darka, Pawła i Kamila.

Konieczność czy wybór?

W przypadku Darka to była konieczność: - Nie ukrywam, że sam wcześniej nie rozważałem skorzystania z urlopu rodzicielskiego. Ale kiedy to rozwiązanie okazało się właściwie jedynym z możliwych, zgodziłem się bez wahania. Żona Darka jest zatrudniona w niewielkiej prywatnej firmie. Kiedy jej koleżanka ze względów zdrowotnych musiała na jakiś czas odejść z pracy, przyszłość przedsiębiorstwa stanęła pod znakiem zapytania. - Wdrożenie nowego pracownika byłoby bardzo czasochłonne, a w tym czasie firma nie byłaby w stanie funkcjonować jak należyKiedy przełożona zadzwoniła do żony z pytaniem, czy nie chciałaby wcześniej wrócić do pracy, w pierwszej chwili nie wiedzieliśmy, co o tym myśleć. Ja jakoś w ogóle nie brałem pod uwagę, że tym rodzicielskim można się dzielić zauważa Darek. Ale kiedy żona nieśmiało podsunęła taką myśl, młody tata nie zastanawiał się długo. Darek pracuje w dużej korporacji, gdzie o zastępstwo nietrudno. A że czuje się mocny w tym co robi, nie obawiał się przerwy w pracy czy braku możliwości powrotu na stanowisko.

Darek spędził z córką Zosią trzy miesiące. Jak wspomina ten czas? – Bardzo intensywny – śmieje się. – Trafił mi się akurat ten moment, kiedy mała zaczęła się przemieszczać, a że jestem przyzwyczajony do pracy siedzącej, ta w domu była znacznie bardziej wymagająca. Praca? – Zdecydowanie! Choć zajmowałem się najsłodszym brzdącem na świecie, te trzy miesiące z nią niemal 12 godzin na dobę mogę spokojnie porównać do pracy na pełen etat. I to z nadgodzinami!

Rodzice na pełen etat

U Pawła było inaczej. Nie było konieczności, ale świadoma, przemyślana decyzja. Paweł wraz z żoną Anią zdecydowali się na dość rzadkie wśród rodziców rozwiązanie – podzielili się urlopem rodzicielskim i postanowili wykorzystać go w jednym czasie. – Wziąłem ojcowski, wypoczynkowy i część rodzicielskiego, co dało mi łącznie kilka miesięcy wolnego od pracy zawodowej. Ania po urlopie rodzicielskim zdecydowała się na wychowawczy, więc też nie było tej presji, że „przeze mnie” będzie musiała wcześniej wrócić do pracy.

Paweł wspomina ten czas bardzo miło, choć nie ukrywa, że wcześniej wyobrażał go sobie zupełnie inaczej.  - Szczerze mówiąc miałem nadzieję na takie dłuższe wakacje, a prawda jest taka, że wróciłem do pracy wypruty, a nie wypoczęty – śmieje się. Już wyjaśniamy dlaczego: Paweł wraz z żoną Anią są rodzicami bliźniąt – Tymona i Mateusza. I to właśnie był jeden z powodów, dla których nasz bohater zdecydował się towarzyszyć żonie w tych pierwszych, najtrudniejszych miesiącach macierzyństwa. – Chłopcy nieraz dawali nam popalić, ale prawda jest taka, że tego czasu nic nie zastąpi. Dzieciaki rosną tak szybko i pewnie lada chwila będziemy im machać na pożegnanie w drodze do szkoły. Cieszę się, że mogłem z nimi spędzić tyle czasu. No i z moją żoną oczywiście – dodaje z uśmiechem.

Decyzja była prosta

Kamila spotykamy na spacerze z synkiem. Jest poniedziałek, godziny przedpołudniowe. Przeciętny tata o tej porze jest w pracy. Ale Kamil nie jest przeciętnym ojcem. Jest ojcem wyjątkowym, który zdecydował się na skorzystanie z całej dostępnej puli urlopu rodzicielskiego. Jego żona, Magda, wróciła do pracy zaraz po zakończeniu urlopu macierzyńskiego. Skąd taka decyzja? – Pracuję daleko od domu. Codziennie dojeżdżam do pracy około godzinę, czasem półtorej. Dodając do tego osiem godzin pracy, nie byłoby mnie w domu prawie 12 godzin. Synka widywałbym pewnie dopiero w porze kąpieli. Żona Kamila, Magda, jest nauczycielką. Szkoła, w której pracuje, oddalona jest jakiś kwadrans pieszo od ich domu. – Decyzja była prosta. Magda wychodzi tylko na swoje zajęcia. Zdarza się, że miedzy jednymi a drugimi zagląda do domu. Popołudnia – często nawet te wczesne – spędzamy już wszyscy razem.

Kamil zauważa, że zawód wykonywany przez żonę w ich przypadku sporo ułatwił. - Nie wiem, czy zdecydowałbym się na to rozwiązanie, gdyby przykładowo Magda wracała do domu po 8 godzinach – śmieje się. – Ale wiem na pewno, że gdybym się nie zdecydował, sporo bym stracił. Żaden facet nie pozna swojego dziecka wystarczająco dobrze, widując się z nim jedynie przy śniadaniu i kolacji. Czy będzie tęsknił za tym czasem? – Już tęsknię!

 

Autor: Agata Cygan-Kukla

Na jaki urlop możesz liczyć? Sprawdź!